Do napisania tego tekstu zainspirował mnie anonimowy post, który opublikowano na forum grupy „Jestem kasjerem”. To temat rzeka w wielu miejscach pracy. Dokładnie chodzi o kwestię przerwy w pracy, możliwość palenia papierosów i wyjścia do toalety (niby mamy XXI wiek, a są zakłady, gdzie potrzeby fizjologiczne załatwia się na czas – o zgrozo!). Czy wiecie, że głodny kasjer to zapowiedź zbliżającej się katastrofy?
Mam jeszcze w pamięci tekst „O myślach głodnego kasjera”, genialny zresztą (kto nie czytał, niech żałuje), jednak chciałabym ten temat rozwinąć. Sam pomysł zrodził się u mnie jakieś 3 tygodnie temu, ale chyba ze strachu tyle czasu zwlekałam z realizacją. Bo wiem, że mogą posypać się w moją stronę gromy – Nie, nie masz jeszcze tak źle / inni mają gorzej lub komentarze palaczy (z doświadczenia wiem, że to bardzo drażliwy temat, a zwolennik palenia gotów wydrapać oczy👀).
Pan, który ostatnio przeprowadzał szkolenie BHP starał się mnie przekonać, że pracodawcy zależy na moim zdrowiu… Serio?! Tylko ja tego jakimś cudem nie dostrzegam. Od początku jak tu pracuje (7 lat) przerwa to temat tabu. Wręcz nie istnieje w naszym słowniku pracowniczym. Przerwa to luksus, którego doświadczam tak rzadko, że na palcach obu rąk można ją policzyć. Jest w tym oczywiście sporo mojej i moich koleżanek winy, bo tak nauczyłyśmy naszą Panią kierownik.
Każdy wie, że głodny Polak to zły Polak, a głodny kasjer to zapowiedź zbliżającej się katastrofy. I nic bardziej mnie nie wkurza, gdy burczy mi w brzuchu, robi się ciemno w oczach, a nie mogę nawet na chwilę usiąść i zjeść jak człowiek w spokoju. W takich chwilach teksty klientów: „ A co Pani taka smutna?” lub „Źle Pani wygląda” sprawiają, że z tych nerwów uszami ulatnia się para. I bardzo zazdroszczę wtedy na przykład Panom robotnikom, którzy mają czas na zrobienie zakupów w pracy i zjedzenie wszystkich rarytasów bez żadnego pośpiechu. Też bym tak chciała… Jest jeszcze gorzej, gdy muszę kasować ciepłe i pachnące bułeczki lub gdy widzę, jak moja Pani kierownik wcina czwarte śniadanko z rzędu, a ja w biegu łapię cokolwiek i wpycham w siebie na siłę, żeby cokolwiek przełknąć. To jest już poziom frustracji level hard, a klientom życzącym mi smacznego mam ochotę powiedzieć „spier**laj”, chociaż dziękuję ze sztucznym uśmiechem przez zaciśnięte zęby.😬
Zawsze jest coś ważniejszego niż chwila oddechu dla nas. Dostawa za dostawą, zmiana cen, wycieczki przedstawicieli handlowych… Nie mówię, że jest u nas bardzo sztywno jak w innych miejscach, ale ktoś tu jeszcze nie ogarnia, że chwila wytchnienia dla pracownika to lepsza wydajność i motywacja do dalszej pracy. A jak dbasz, tak masz!
W tym momencie dostanie się mi po uszach od 🚬palaczy, bo jest taka dziwna zależność, że czas na dymka jest bardziej akceptowany niż to, że chcesz na chwilę usiąść i zjeść po ludzku albo potrzebujesz pięciu minut, aby pozbierać myśli i nie udusić żadnego klienta. Nie mam nic do palaczy i uważam, że każdy może robić, co chce na przerwie (jeśli ma się do tego warunki można nawet drzemkę sobie uciąć), ale w momencie, gdy moje potrzeby są spychane na dalszy plan to poziom mojego wkurzenia systematycznie przybiera na sile i obawiam się, że niedługo wybuchnę ostatecznie. A wtedy albo wóz, albo przewóz.
Ale nie, nie zostałam nim. Dorobiłam się jedynie nerwicy lękowej i prawdopodobnie wrzodów żołądka. Nie jestem też z tego tytułu bogatsza i nie dostaje specjalnych premii. Teraz się z tego śmieje, ale kiedyś bardzo liczyłam, że Pani kierownik doceni moje różne starania w pracy i chociaż to słownie dostrzeże. Nic bardziej mylnego. Wszystko zmieniło się w dniu, kiedy był styk zmian. Chwilowo nie było klientów, a my wszystkie byłyśmy na zapleczu. Jedne paliły, inne piły kawę, a ja chrupałam orzeszki. Pani Kierownik powiedziała mi, że nie rozumie dlaczego stoje i jem orzeszki skoro się nie wyrobię z rozkładaniem towaru. Odpowiedziałam, że jedne palą, a inne jedzą i nie ma w tym nic złego. Jej odpowiedź na zawsze zapadła mi w pamięć, ale też zmieniła moje podejście do pracy. „Tylko te, co palą, zrobią więcej od Ciebie”. Wyszłam wtedy z zaplecza i robiłam swoje. Następnego dnia kierowniczka próbowała obrócić całą sytuację w żart. Chociaż zwykłe przepraszam załatwiłoby wszystko, jednak nie każdy ma odwagę to powiedzieć. Zrozumiałam, że nigdy nie będę dla niej dostatecznie dobra. Wielokrotnie zarzucała mi, że wszystko robię za wolno, a nic nie poradzę na to, że ktoś woli szybkość i bylejakość.
Na szczęście ja znam swoją wartość i nie uzależniam jej od tego, co myśli o mnie moja kierowniczka. Zwyczajnie robię swoje! ☺ Jestem dumna, że nareszcie to do mnie dotarło.
Autor: Paulina Obara
Dołącz do naszej drużyny i stań się częścią kasjerskiej społeczności!⬇
Archiwa
Podaj dalej!