Przeciętny człowiek za głowę się złapie, gdy usłyszy, że kasjer zdecydował się prowadzić bloga.
– Kasjer? O losie! Świat zszedł na psy. Co takiego kasjer może mieć do powiedzenia? Co za czasy! Współcześnie każdy może uprawiać publicystykę, ale na szczęście nie każdy się do tego nadaje – np. taki kasjer – powiedział klient.
Powyższy, przypuszczalny komentarz przeciętnego klienta, nie został przeze mnie dodany ze względu na brak wysokiej samooceny lub problem wynikający z posiadanych kompleksów. Z całą pewnością znam swoją wartość, dlatego przeciwstawiam się wszystkim osobom, które twierdzą, że zawód sprzedawcy musi być kojarzony z brakiem wykształcenia i ambicji. W społeczeństwie tkwi głęboko zakorzenione przeświadczenie, o tym że praca na kasie jest konsekwencją braku zaangażowania i słabych wyników w nauce. Nie od dziś wiadomo, że nauczyciele, wprost straszą swoich uczniów następującym stwierdzeniem:
“Kowalski Ty nieuku! Jak tak dalej pójdzie, to skończysz na kasie, albo będziesz zamiatał ulice.”
I trudno tutaj winić samego nauczyciela. Każdy, bowiem wypracowuje sobie swój system motywacyjny. Być może ów nauczyciel nie ma w sobie zbyt wiele z kreatywności, dlatego powiela stwierdzenie, które trwać będzie jeszcze przez wieki.
Z drugiej jednak strony, nie chciałabym generalizować. Zawód kasjer, tak jak i szereg innych: listonosz, pracownik biurowy, policjant lub trener na siłowni – wcale nie wymaga od ludzi wyższego wykształcenia. Wystarczy co najmniej średnie, aby móc spełniać się w tym, w czym dana osoba czuje się najlepiej. Wobec tego, dlaczego nie ma nic wdzięcznego, gdy mówimy o tym, że jesteśmy kasjerami, podczas gdy listonosz lub pracownik biurowy mówi o swoim zawodzie z uśmiechem na twarzy, często chełpiąc się wykonywaną profesją? Bywa, że “stanie na kasie” jest dla niektórych czymś gorszym i godzi w ludzkie ambicje. Tak było i ze mną. Moja historia nie jest nadzwyczajna. Jestem przypuszczalnie taka sama, jak Wy – odbiorcy, którzy być może poświęcą trochę swojego czasu na przeczytanie moich przemyśleń.
Pamiętam doskonale moment, gdy ukończyłam szkołę średnią. Następnie studia, podczas których podejmowałam się różnych prac. Rozpoczęłam fenomenalnie – staż w Prokuraturze Rejonowej jako pracownik biurowy. Ktoś mógłby powiedzieć, że całkiem niezły początek. Rodzina pękała z dumy, ja sama zresztą też. Staż jednak szybko się skończył, a ze względu na brak wolnych etatów, nie było możliwości stałego zatrudnienia. Szukałam więc dalej, by móc poczuć choć odrobinę niezależności finansowej. I znalazłam. Praca w jednej z galerii handlowych. To było moje pierwsze zetknięcie się z pracą na kasie i obsługą klienta. Jako 19 letnia dziewczyna doznałam swoistego szoku, który wynikał z nieświadomości, jak wiele pracy należy włożyć, aby sklep funkcjonował na zadowalającym poziomie.
Myślałam stereotypowo: kasjerka trochę sobie zeskanuje produktów, porozmawia z klientem, poplotkuje z koleżankami – żyć, nie umierać! Nic nadzwyczajnego, a już na pewno nic wymagającego. Oj, szybko się zorientowałam, w jak olbrzymim błędzie byłam. W sieciówce wytrzymałam 6 miesięcy. Odeszłam stamtąd z wielką ulgą, obiecując sobie, że już nigdy, ale to przenigdy nie będę kasjerem…
Życie jednak lubi płatać figle. Obietnica, którą sobie złożyłam przetrwała całe 5 lat. Podczas 5 lat pracowałam w różnych branżach, szeroko omijając sektor handlu. Nadszedł jednak moment, w którym postanowiłam rzucić całe swoje dotychczasowe życie i przenieść się do innego miasta, w którym miałam rozpocząć wszystko od nowa. Setki rozesłanych CV, kilka telefonów zwrotnych, kilka rozmów kwalifikacyjnych, kilka dni próbnych i wszystko to po to, by drugi raz w życiu rozpocząć swoją przygodę jako kasjer. Przygodę, która trwa do dzisiaj.
Pamiętam doskonale rozmowę kwalifikacyjną, która otworzyła mi drzwi do jednej z sieciówek. Targały mną skrajne emocje. W końcu przyrzekłam sobie, że już nigdy więcej nie stanę po drugiej stronie lady. Jednak Trener i Manager, którzy prowadzili rekrutację wywarli na mnie tak pozytywne wrażenie, że postanowiłam zerwać z obietnicą i spróbować raz jeszcze. Z dnia na dzień poznawałam zasady funkcjonowania sklepu, które znacznie różniły się od tego, w którym pracowałam wcześniej. Tysiące procedur, obsługa klienta na którą kładziono mocny nacisk i towar, którego nie było końca. Mimo wszystko przetrwałam trudny początek, a wszystko to za sprawą ludzi, którzy tam pracowali. Po 6 miesiącach pracy na kasie dostałam szansę na rozwój. Już nie musiałam stać na kasie, ale masa innych obowiązków, które spadają na kierownika zmiany, czasami powalała z nóg. Nadal jednak miałam stały kontakt z klientem.
I tak było przez 3 lata, kiedy to dopadł mnie wewnętrzny kryzys. Wiadomo, obsługa klienta, praca zmianowa nie należą do najłatwiejszych. W dodatku z miesiąca na miesiąc wprowadzano u nas zmiany, które ciężko było zaakceptować, bo wiązały się one z dodatkowymi obowiązkami. Jako, że nigdy nie miałam szansy na pracę w zawodzie wyuczonym, postanowiłam złożyć swoje CV do pracodawcy, z nadzieją że być może zostanę zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną. I tak też się stało. Rozmowa poszła gładko. I kolejny raz w moim życiu przyszedł moment, gdy targały mną emocje i do końca nie byłam pewna, czy podejmuje słuszną decyzję.
Zwolniłam się. Na szczęście rozstałam się w pozytywnych emocjach, a ówczesny Manager zapewnił, że gdybym jednak stwierdziła, że praca którą podejmuje nie jest dla mnie, mam możliwość powrotu. To było budujące i dało mi olbrzymi komfort psychiczny.
Praca w wyuczonym zawodzie miała być czymś, czym zajmę się już do końca życia. Rodzina po raz drugi pękała z dumy. Po raz kolejny rozpoczęłam nowy etap w życiu. Etap, który trwał zaledwie 4 miesiące.
Zwolniłam się (jestem w tym naprawdę dobra 😉 ) i zrozumiałam, że nie tylko rodzaj wykonywanej pracy się liczy, ale także (a może przede wszystkim) ludzie, którzy z nami pracują. Bez dobrej atmosfery w pracy, nie da się wytrzymać na dłuższą metę. Czułam, że z dnia na dzień staje się bardziej zgorzkniała – wszystko za sprawą bezdusznych współpracowników, których wywierana presja wpędzała mnie w bliżej nieokreślony stan. Niestety, moje doświadczenie z “budżetówką” nie zaliczam do udanych, a wszystko za sprawą wewnętrznie panujących układów i mentalności przysłowiowych pań z urzędów. Niestety, mimo głowy pełnej pomysłów i zapału do pracy uniemożliwiono mi działanie, które wybiegało poza schematy typowego, biurowego myślenia. W związku z brakiem planu awaryjnego, zdecydowałam się wrócić do poprzedniej firmy, z olbrzymim dystansem do pracy i z wielką pokorą, bo łatwo wrócić nie było. Powrót dla mnie znaczył tyle samo co porażka. Na szczęście przerobiłam ten temat sama ze sobą i aktualnie w wyniku restrukturyzacji firmy i cięć etatów, wylądowałam z powrotem na kasie. Tysiące stresujących sytuacji z trudnym klientem, spowodowały że mało, która jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi. To nie znaczy jednak, że wszystko spływa po mnie jak po kaczce. Czasami potrzebuję odreagować, bo Klienci bywają różni.
Stąd pomysł na napisanie artykułu „Z życia kasjera, czyli codzienność na sali sprzedaży”, który odbił się szerokim echem i przyniósł wiele pozytywnych informacji zwrotnych. Postanowiłam pójść o krok dalej. Założyłam grupę na Facebooku “Jestem Kasjerem”, w której razem z pozostałymi Użytkownikami dzielimy się historiami, anegdotami i wspieramy się wzajemnie. To miejsce, które otwarte jest dla wszystkich tych, którzy związani są z sektorem handlu. Wkrótce wpadł mi do głowy kolejny pomysł, aby stworzyć niniejszego bloga. Zapraszam do odwiedzenia zakładki “O mnie”, aby dowiedzieć się, jakie cele przyświecają niniejszemu blogowi. Wpisy mam zamiar dodawać regularnie w bliżej nieokreślonych odstępach czasowych. 😉
Zachęcam do dołączania do naszej społeczności. Stwórzmy wspólnie przyjazne miejsce, w którym będzie można dzielić się historiami z życia kasjera.
Niech wreszcie zawód kasjer przestanie kojarzyć się negatywnie!
To tyle tytułem wstępu, który miał na celu przybliżenie Wam mojej osoby. W końcu najważniejsza sprawa, to wiedzieć z kim ma się do czynienia. Czekam na Wasze komentarze pod niniejszym wpisem. Być może ktoś, będzie chciał się podzielić ze mną swoją historią – jestem otwarta na różne formy kontaktu. Możecie także zamieszczać propozycje tematów, o których chętnie przeczytacie w kolejnych wpisach. No i oczywiście jesteśmy w stałym kontakcie na naszej Facebook-owej grupie.
Podaj dalej!