Podchodzi Klientka do kasy i pyta:
Żyjemy w trudnych czasach. W czasach, w których reklama wywiera ogromny wpływ na konsumentów. Zdarza się, że Klienci przychodzą i zadają pytania o produkt, który widzieli w reklamie TV i wtedy zaczyna się komedia. A właściwie to dramat.😅
Nie wiem, jak Wy, ale ja telewizji praktycznie nie oglądam. Niestety Klienci często myślą, że my – pracownicy sklepów, jesteśmy znawcami wszystkiego, tym bardziej, gdy jest to reklamowane w telewizji. Do tego dochodzą różnego rodzaju współprace sponsorowane, poprzez które znane osoby, rekomendują produkty w zamian za wysokie honorarium. Autorytet celebryty w obecnych czasach jest dość mocno zaburzony, tym bardziej, jeżeli na swoich kanałach społecznościowych jednego dnia reklamuję on produkt FIT, a drugiego zachęca do kupna chipsów, które wprost ociekają tłuszczem. No ale… czego się nie robi dla pieniędzy, prawda?😉
I teraz Ty sprzedawco ( kasjer omnibus ), jesteś narażony na bombardowanie setkami zdjęć, screenów z telefonów, zdjęciami z kolorowych gazet lub w NAJGORSZYM wypadku – słowotokiem Klienta, który usiłuje opisać coś, co widział raz na oczy, ale sam nie do końca wie, czym dana rzecz jest. Co więcej, nie ma on bladego pojęcia, czy ten produkt jest mu do czegokolwiek potrzebny lub czy przynajmniej jest skuteczny, ale to na Tobie drogi sprzedawco ciąży odpowiedzialność za to, aby wiedzieć wszystko o wszystkim.
Widzicie sami – Klienci przychodzą do sklepu, chcą coś kupić, co reklamuje celebryta, bez znaczenia, czy jest mu to do czegokolwiek potrzebne. Dla mnie to jest dramat. Wiem, że od zawsze reklama była dźwignią handlu, ale gdzie podziewa się zdrowy rozsądek? Czy to, że użyję balsamu, który rekomenduje królowa 👑Elżbieta, sprawi, że dożyję co najmniej 90tki i będę tak jak ona brylować wśród brytyjskich arystokratów?
Co więcej, w Twoim sklepie znajdują się tysiące produktów, każdy o innych właściwościach. Oczekiwania konsumentów w dzisiejszych czasach są brutalne:
W oczach Klienta dostrzec wtedy można dozę zażenowania, politowania, a jego spuszczony nos na kwintę – oznajmia focha, jak stąd (publikuję z Rzeszowa) do Los Angeles.
Zdarza się, a i owszem, że nie wiem, nie znam się… zarobiona jestem. Tym bardziej, gdy w niemal każdej dostawie towaru znajdą się produkty, których nigdy wcześniej nie było w sprzedaży i są nowością. Nie ma gorszej sytuacji, jak ta, gdy wracasz po jednodniowym dniu wolnym (kasjer też czasem ma urlop), zaczepia Cię klient na sali sprzedaży i pyta o produkt z półki, który pierwszy raz widzisz na oczy, bo wjechał on we wczorajszej dostawie. Improwizacja to umiejętność, którą pracownicy handlu powinni opanować do perfekcji. Jeżeli jesteś dobrym aktorem, to sprzedasz wszystko. Jeżeli jednak, wyrzuty sumienia nie pozwolą na naginanie rzeczywistości, zaczniesz się motać, a klient znów spojrzy na Ciebie z tą samą 🤨drwiną, jak wyżej.
Co w sytuacji, gdy widzisz dany produkt po raz pierwszy na oczy, a Klient oczekuję jakichś informacji na jego temat?
Czytasz na głos etykietę. Co słyszysz od Klienta?
- Tyle to i ja przeczytałam. Myślałam, że powie mi Pani coś więcej o tym produkcie.
Coś więcej… powiedz coś więcej o produkcie, który widzisz po raz pierwszy na oczy. Z mojego doświadczenia najlepiej sprzedaje się hasło:
Nie wiem jak jest u Was, ale w miejscu, w którym ja pracuję zakazano użycia sformułowań: “Nie wiem nic na temat tego produktu”. To dość perfidne, to prawda, ale z drugiej strony, jeśli klient uzyska taką odpowiedź, to jakie będzie jego wrażenie na temat jakości obsługi i samego sklepu? Raczej kiepskie.
Niemniej, drodzy Klienci, nie oczekujcie od sprzedawców, że są w stanie wypróbować wszystkiego, co znajduje się na półkach. To wręcz jest nierealne. Jesteśmy sprzedawcami, nie testerami! To chyba logiczne, że nie posiądziemy wiedzy o wszystkim. Możemy doradzić, jeśli coś rzeczywiście sami wypróbowaliśmy na własnej skórze, ale no nie ma co się oszukiwać. Każdy z nas ma swój zestaw ulubionych kosmetyków i jeżeli ktoś ma problem z cerą, to raczej nie eksperymentuje, żeby sobie nie zaszkodzić. Dlatego, jeśli usłyszycie od sprzedawcy, że sam czegoś nie użył, ale produkt ma dobre opinie – zaryzykujcie i sprawdźcie go sami, czy jest wart swojej ceny lub rekomendacji jakiegoś celebryty.
Nigdy nie pracowałam w branży spożywczej, ale bardzo mnie ciekawi, czy tam Klienci też przychodzą z dziwnymi pytaniami, w wyniku których kasjer nie jest tylko kasjerem – ale też jasnowidzem.😉 Dajcie znać w komentarzach. Chętnie poczytam o Waszych perypetiach związanych z obsługą Klientów podążających za reklamą.
Polecam: Skarpetki w tygrysy
Archiwa
Newsletter
Podaj dalej!
Kobiety nie lubią bohaterów, lubią zwycięzców… Cult of Flawless Victory RUlz. R. Beauvais! POZDRO 600!
Pracuję w bibliotece i mechanizm działania czytelnika – klienta jest identyczny 🙂 Do perfekcji opanowałam sztukę odpowiadania: „Ta książka jest naprawdę super, czytelnicy polecają” ;D Cóż, codziennością jest myślenie, że skoro tu pracuję, to przeczytałam wszystkie książki i treść każdej znam na pamięć 🙂 haha, nawet kiedyś polecałam książkę, nie mając o niej zielonego pojęcia, obok stała moja przyjaciółka i nabrała się na to, co mówię – potem zapytała mnie: „Serio ta książka taka fajna?” – a ja na to – nie wiem, nie czytałam ;D ona w szoku ;D Niby biblioteka to nie handel, niczego nie sprzedajemy, ale zasady i mechanizmy działania sa identyczne 🙂 Zarówno nasze jak i czytelników. Omnibusem też trzeba być i to niewąskim 😛 No i stereotyp, bzdurny totalnie: panie w bibliotece piją kawkę i czytają ksiażki – hahaha, jak to słyszę, to sama nie wiem, czy śmiać się czy płakać. I szacunek do naszego zawodu – zerowy 🙁
Większość zawodowego życia przepracowałam w handlu. Miałam kwiaciarnię, warzywniak, pracowałam w delikatesach na dziale z mięsem i wędlinami, w kiosku z pieczywem na targowisku. Ostatnia była Biedronka. Powiem Ci, że na samą myśl o powrocie do handlu mam odruch wymiotny. Na pytanie czy coś jest dobre starałam się tłumaczyć, później dałam sobie spokój i zawsze odpowiadałam tak samo „mnie smakowało a czy pani/panu będzie, tego nie wiem”. Lubianym, miłym klientom odradzałam (po cichu i dyskretnie) jesli coś było wstrętne albo stare, upierdliwym i wrednym mówiłam, że jest pyszne. O pracy z ludźmi można książkę napisać, taka specyfika zawodu, w którym dziennie spotyka się setki ludzi, miłych, uprzejmych i takich, którzy mogliby grać psychopatów bez scenariusza. Pani przychodzca w chwilę po otwarciu z pytaniem co dzisiaj w promocji i po ile, małżeństwo dla których dzień bez awantury w sklepie był dniem straconym…Na szczęscie tych normalnych zawsze było więcej. Szefowie też byli różni i tacy murem za pracownikiem i nadzorcy obozowi. Regionalna Ewcia, zimna suka szukająca czego się przyczepić i regionalny, który stawał przy półkach i robił porządki w kartonach jeśli widział, że nie wyrabiamy. Właściciel delikatesów, dla którego robiłyśmy inwentaryzację raz na kwartał za darmo, bo jak twierdził jest ona w naszym interesie, robił awantury za bzdurne skargi klientów i płacił grosze za 60h/tygodniowo na samozatrudnieniu.
Ja pracuję za ladą mięsno-wędliniarską – tam normą jest oczekiwanie od nas szerokiej wiedzy kulinarnej ;). Mój ulubiony, regularnie powtarzany dialog:
– A jakie mięso najlepsze do flaczków?
– Klienci zwykle biorą szponder.
– A to za tłuste, a coś innego?
– Niestety, nie znoszę flaczków, więc nie wiem.
I tu takie wielkie oczy, że jak to, jak ja mogę nie wiedzieć, co dodać do flaczków innego niż szponder, przecież ja tu po to stoję, żeby klientowi przepis od razu wyrzucić z głowy, mimo że nienawidzę flaków od zawsze po grób. I najlepsze jest to, że KAŻDA z tych osób ma przy sobie smartfona… wystarczy wstukać w Google „przepis na chude flaczki” i po sprawie.
Że już nie wspomnę o milionach pytań w rodzaju „a z których kiełbas schodzi dobrze skórka?” „a w której kiełbasie nie będzie chrząstek?” „a w której czuć czosnek?” 😉
Choć fakt faktem, że ja uważam, że jeśli sklep chce mieć kompetentną obsługę, powinien zapewnić tej obsłudze próbki, ale w handlu, w większości sieci, jakby mieli coś z towaru dać za darmo to chyba by raka dostali odbytu, że tak nieładnie to określę ;).
A w ogóle to pozdrawiam Rzeszów, pochodzę stamtąd i odwiedzam parę razy w roku! 🙂
Widzę, że możesz mieć sporo ciekawych historii ze świata handlu do opowiedzenia. Prowadzę też serię wpisów gościnnych, jakbyś była zainteresowana, to daj znać. 🙂
Rzeszów piękne miasto. Może kiedyś będę miała okazję Cię obsłużyć. 🙂 Pozdrawiam.
Dziękuję, to bardzo miłe z Twojej strony! Ale podejrzewam, że pewnie wszystkie możliwe tematy już omawiałaś na swoim blogu :). Z rzeczy, o których ja mogłabym mówić w nieskończoność a dotyczących handlu… nie wiem, jak Tobie, ale mnie zawsze bardzo uderzało, jak wiele osób w handlu nie tylko nie walczy o lepsze warunki, ale wręcz ściąga w dół osoby próbujące coś zmienić. Nie mam pojęcia z czego to wynika, ale nieraz widzę osoby pozwalające na nieprzestrzeganie prawa pracy i kłócące się z Tobą, że tak ma być, bo to jest handel i wszędzie tak. Nieraz widzę ludzi nie wiedzących, jakie mają prawa i wzruszających rękami, gdy im się je uświadamia. Nieraz słyszę, jak ktoś mnie przekonuje, że mamy dobre warunki pracy, mimo że widzę wśród znajomych dookoła, że absolutnie nie są to dobre warunki pracy, że dostajemy absolutne minimum, a ludzie mają o wiele lepsze… ;). Nieraz widzę ludzi nie szanujących swojego zdrowia i swojego czasu prywatnego… Nie mam pojęcia z czego wynika takie przyzwolenie, ale mogę o tym dużo pisać i z wieloma przykładami :).
To prawda, coś w tym jest. Jeśli będziesz chcieć, zbierz wszystkie przemyślenia „do kupy” i zapraszam do kontaktu: jestemkasjerem.pl@gmail.com – chętnie we wpisie gościnnym podlinkuję Twojego bloga.