O kasach samoobsługowych każdy kasjer z pewnością mógłby książke napisać. Jeśli lubisz humor i dużą dawkę rozrywki, wystarczy zatrudnić się w sklepie z ów kasami, a zaoszczędzisz na biletach na stand-up lub dobry kabaret. Przestrzegam jednak, że podczas pracy z kasami samoobsługowymi, mogą wystąpić skutki uboczne określane mianem wku*wienia pospolitego (przepraszam za wyrażenie, ale tym razem musiałam).
Kasy samoobsługowe miały być dobrodziejstwem ludzkości, natomiast z mojej perspektywy – perspektywy kasjera, są jej przekleństwem. Mija ok. 1,5 roku, kiedy to na łamach tego bloga, opublikowałam wpis: Dlaczego kasy samoobsługowe nigdy nie zastąpią człowieka? Poczynając ten wpis nie sądziłam, że przeżyję na własnej skórze tyle dziwnych sytuacji z nimi związanych. Wtedy jeszcze w sklepie, w którym pracuję nie było zainstalowanej żadnej kasy samoobsługowej, a tamten wpis powstał na skutek obserwacji tego co dzieję się w innych sklepach. Pora więc na małą aktualizację, gdyż sztuczna inteligencja zagościła u nas na dobre i chyba prędko się nie wyniesie…
KASY SAMOOBSŁUGOWE OKIEM KASJERA
Kolejki – nikt ich nie lubi. To zrozumiałe, że każdy chce załatwić swoje zakupy tak szybko, jak to tylko możliwe. Kasjer delikatnie wychyla się zza kasy, żeby rozeznać się w sytuacji. O losie! Kolejka jak stąd do nieba. Czas ogłosić krótki komunikat:
Wzrok klientów do połowy wypowiedzianego zdania wymierzony był w stronę kasjera. Gdy usłyszeli wzmiankę o kasach samoobsługowych ich oczy automatycznie powędrowały ku sufitowi, tak jakby ta sprawa wcale ich nie dotyczyła.
Jednak nie jest aż tak źle. Oto jeden ze śmiałków podejmuje wyzwanie i choć niepewnym krokiem, to rusza ku maszynie. Kasjer kątem oka sprawdza co dzieje się na linii kas samoobsługowych, dokonując jednocześnie obsługi przy tradycyjnej kasie. Śmiałek traktuje sztuczną inteligencję z wyższością. Zapomina, że z nią także należy się “zapoznać” – już nie słownie i o ile “dzień dobry” można sobie darować, to należałoby co najmniej przeczytać komunikat, który wyświetla się na jej ekranie. Ale po co, kiedy człowiek chce zabłysnąć prędkością światła i znajomością tego co tak naprawdę jest nieznane.
Śmiałek bierze produkt do ręki i poszukuję kodu kreskowego. Znalazł. Wkrótce zaczyna się nerwowe błądzenie wzrokiem w poszukiwaniu skanera. To najczęściej przezroczysta pleksa z czerwoną diodą – nie sposób jej nie zauważyć, ale zdarzają się takie przypadki jak ten… Klient nerwowym już ruchem próbuje nabić szampon i macha nim w pobliżu skanera (ufff, brawo przynajmniej wie, gdzie jest skaner). 🤦♀️Jednak nie! Moja radość była przedwczesna. Widocznie źle przyłożył produkt, skaner go nie odczytał i zamiast spróbować raz jeszcze, klient postanawia sprawdzić, czy jednak ów skaner nie został umieszczony na ekranie kasy.
Przykłada więc szampon do ekranu i przesuwa go wzdłuż jego szerokości, później wzdłuż długości, następnie po przekątnej. W tym momencie mam ochotę uruchomić teleportację i uciec z pracy na bezludną wyspę. I choć jeszcze nie opanowałam tej sztuki, to wciąż wierzę, że kiedyś mi się to uda. Kontynuuję zatem obsługę klientów przy tradycyjnej kasie. Śmiałek zaczyna nerwowo mamrotać coś pod nosem, a szampon nadal nie został zeskanowany. Nie poddaje się jednak, robi krok w tył, żeby złapać większą perspektywę kasy samoobsługowej i jest! Wpada na kolejny, genialny pomysł. Postanawia podjąć próbę skanowania szamponu w miejscu, gdzie jest przytwierdzony terminal płatniczy. Skoro potrafi posługiwać się kartą, to chyba powinien wiedzieć do czego służy PIN Pad. Przykłada więc szampon do terminalu z nadzieją, że ten wreszcie zeskanuje jego produkt. Kolejny raz pudło!❌
Na ratunek przybywa inny klient, który podchodzi z własnej woli do kasy samoobsługowej obok. Bez trudu wybiera kolejne opcje na ekranie, następnie bezbłędnie odnajduję kod kreskowy, skaner i wreszcie słychać to wyczekiwane PIP ze strony kasy samoobsługowej. Eureka! Produkt został zeskanowany! Śmiałek z otwartymi ustami spogląda na sąsiada i bierze z niego przykład. Wreszcie mu się udało i zadowolony opuszcza sklep, jakby nigdy nic. Nie ma nawet pojęcia, że jego zachowanie będzie inspiracją do październikowego wpisu na moim blogu.👩💻
Morał z tego jest jeden. Nie ma co udawać, że jest się we wszystkim biegłym. Prawda jest też taka, że kasy samoobsługowe w każdym sklepie wyglądają inaczej i mają inny model obsługi. Niezależnie jednak od ich opcji, najpierw należy poświęcić kilka sekund na przeczytanie tego co znajduję się na jej ekranie startowym. Tam zawsze umieszczone są instrukcje postępowania i każdy (nawet największy laik technologiczny) będzie umiał sobie z nią poradzić.
O kolejnych dziwnych sytuacjach z kasami obsługowymi w roli głównej będę informować na bieżąco – pozostajemy w kontakcie!🖐🛒
Polecam: Skarpetki w foczki
Podaj dalej!
Rozbawiła mnie ta historia! U nas kasy są od niedawna i póki co klienci wolą stać w kolejce do normalnej kasy, a na zachęcania do zakupów samoobsługowych zaczynają psioczyć pod nosem, że „chyba mają prawo być obsłużeni normalnie”. To dobra, stójta w tej kolejce, jak chceta. Gorzej, że kasjer z jedynki musi biegać na kasy samoobsługowe i pomagać, a ludzie stoją i czekają. Absurd. Ale wiadomo, ilość obowiązków jest odwrotnie proporcjonalna do ilości etatów niestety. Mimo wszystko cieszę się z tych kas, chociaż ja nie będę w kolejce stać (mam nadzieję)
Gdyby jeszcze brak umiejętności odnalezienia skanera był jedynym problemem to byłoby dobrze ???
W niektórych sklepach, np w tym w którym pracuje i nazwy nie podam, wagi po prostu robią co chcą. Często, nie tylko problem że siateczka klienta zostanie źle odebrana przez wagę ale i opieranie się przekładanie produktów itp ?