Z Ewą miałam okazję poznać się osobiście dzięki Jestem kasjerem. Podobnie jak większość z Was do grupy dołączyła przypadkiem. Pamiętam, jak dziś Jej post, w którym wręcz błagała o pomoc w poszukiwaniu pracy. Czułam, że muszę Jej pomóc i nawet przez chwilę nie zwątpiłam w to, że się uda. Był grudzień 2019 r. – wtedy jeszcze nikt z nas nie miał pojęcia o zbliżającej się wielkimi krokami pandemii. Postanowiłam stworzyć plakat „KASJER SZUKA PRACY” i dzięki dużej ilości udostępnień postu, Biedronka nawiązała kontakt z Ewą. Od tamtej pory (blisko 2 lata) Ewcia pracuje w jednej z rzeszowskich Biedronek. Wpadłam kiedyś do niej w małe odwiedziny i dzięki temu mogłyśmy się poznać bezpośrednio i wymienić szybkim przytulasem. Od tamtej pory jesteśmy w stałym kontakcie, a dzisiaj przychodzimy do Was z wpisem, w którym to Ewa opowie o tym, jak wygląda jej praca.
NIESŁYSZĄCY KASJER
Rany, blisko 50 na karku, a dokładnie mam 48 lat. Kiedy to minęło? Nie mam pojęcia. W natłoku zajęć i obowiązków, czy prac w ogrodzie człowiek nie czuje upływu czasu. Jestem niesłysząca od urodzenia. Oj, jak ta wada mi przeszkadzała w szkole podstawowej dla słyszących dzieci, jednak to była najlepsza decyzja moich rodziców, abym tam uczęszczała, bo teraz mogę w miarę normalnie komunikować się z innymi. Nie dość że wstydziłam się nosić aparat słuchowy, to jeszcze musiałam siedzieć w pierwszej ławce i bardzo uważnie patrzeć na nauczycieli. Dużo dały mi zajęcia logopedyczne. Nauczyłam się czytać z ruchu warg i uwielbiałam bazgrać w zeszycie. To bazgranie było dla mnie ukojeniem. Moje ręce szukały zajęć, aby oczy mogły się nimi nacieszyć, gdyż uszy nie dawały przyjemności słuchania śpiewu ptaków. Chciałam iść do szkoły plastycznej lub artystycznej. Niestety w moim mieście nie było takiej szkoły, a na dojazdy mama się nie zgodziła. Tym bardziej na internat więc wybrałam krawiectwo, aby kontynuować tradycję wiekową. Lubiłam szyć, ale nie czułam się dobrze w tym zawodzie jako pracownik. Jako osoba niesłysząca miałam problem w poszukiwaniu pracy. Wreszcie znalazłam ją w zakładzie pracy chronionej jako introligator – to była praca w drukarni. Uwielbiałam ją.
W międzyczasie wyszłam za mą i urodziłam synka, a po urlopie wychowawczym nie miałam już dokąd wracać. Firma upadła. Przepracowałam tam jakieś 5 lat. No cóż. Trzeba iść do przodu. Nie poddałam się. Wkrótce podjęłam pracę w przedsiębiorstwie obuwniczym. Też było super. Nie widziałam siebie za biurkiem i dlatego taka praca była dla mnie przyjemnością. Kolejna ciąża – poród – urlop macierzyński i czar prysł. Znowu nie mam pracy. Co zrobić? Parę miesięcy szukałam, składałam CV i cisza. Przeczytałam w gazecie, że będzie rekrutacja pracowników do Tesco. Rozważałam za i przeciw – czy dam radę jako pracownik niesłyszący? Zaryzykowałam i zostałam przyjęta do pracy. Na początku trudno mi było zrozumieć niektóre słowa wymówione w pośpiechu. Na kasie również musiałam się pilnować, gdy towar skanował się po kilka razy i nie słyszałam dźwięku skanera. Jednak kierownictwo było wyrozumiałe za co jestem im bardzo wdzięczna. Ogromną przyjemność sprawiało mi wyszukiwanie czy wykładanie towaru. Czułam się dobrze na sklepie i między współpracownikami. Uprzedziłam ich wcześniej, że jestem niesłysząca i prosiłam, aby mówili do mnie wyraźnie. Przyjęli to ze spokojem i poczułam, że jednak dam radę. Satysfakcją dla mnie było to, że mogłam obsłużyć niesłyszących klientów w języku migowym, który znam od dzieciństwa. Uczył mnie starszy brat też niesłyszący. Zrozumiałam, że praca w sklepie to jest to co lubię. Wprawdzie to nie to samo co w drukarni, ale też dawała mi możliwość fajnej aktywności.
Po kilku latach w związku z przeprowadzką z miasta na wieś musiałam też zmienić miejsce pracy. Z Przemyśla przeniosłam się do Rzeszowa. Również do Tesco. Nie miałam problemów z aklimatyzacją. Dałam radę, bo wiedziałam, że innej opcji nie ma. Dojeżdżałam busem ponad 40 km. No i jeszcze szłam kawałek pieszo. Zresztą czy to było ważne? Miałam pracę i tylko to się liczyło. Rzeszowskie Tesco było dużo większe i miałam więcej obowiązków. Towarowanie, przecenianie, liczenie strat. I tak codziennie. Na kasie nie pracowałam już i poczułam ulgę, że nie muszę się tym stresować. Minęły kolejne lata – w sumie 13 lat pracy w Tesco aż przyszła informacja, że zamykają sieć. Przyjęłam to ze smutkiem. Tyle lat w handlu, to był dla mnie drugi dom. Znów pojawiły się wątpliwości – co dalej? Gdzie znajdę pracę? Wiedziałam, że pracodawcy boją się przyjmować osoby niesłyszące. Być może obawiają się braku dobrej komunikacji. Kilka miesięcy szukałam, składając CV do różnych sklepów w różnych miastach o zasięgu do 40 km. Rossmann, Kaufland, Brico Marche, Leclerc, Biedronka. Codziennie czekałam na jakikolwiek znak, SMS, email jednak wciąż prześladowała mnie głucha cisza.
Do znalezienia pracy przyczynił się blog Beaty, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Biedronka pod jej postem napisała komentarz z prośbą o kontakt. Pamiętam ten dzień, miałam jechać do Sanoka z dziećmi, a tu dostałam SMS w sprawie pracy w rzeszowskiej Biedronce. Serce zabiło mi mocniej tak jakbym szła na randkę. W końcu! Może się uda! Powinno się udać! I udało się. To że 40 km dalej to nie ma znaczenia. Ważne, że praca jest i jako niesłysząca też mogę dalej w sklepie działać. Wprawdzie troszkę inne zasady panują tam niż w Tesco, ale wszystkiego się nauczyłam, a współpracownicy są wyrozumiali. Staram się jak najlepiej pracować w miarę swoich możliwości. Wiem, że są osoby, które narzekają że ciężko, że mają dość. To prawda. Ja jednak mimo wszystko lubię swoją pracę. Bo jak nie tu, to gdzie? Codzienna poranna pobudka do pracy czasami jest męcząca, ale przynajmniej mam sporo czasu na popołudniowe prace w ogrodzie i warzywniaku. Relaksuję się podczas pielenia między grządkami czy wykonywania ozdób ogrodowych. Daje mi to wielkiego kopa do dalszego działania.
Teraz mamy pandemię i te maseczki. Gdyby nie to, życie byłoby łatwiejsze. Dla niesłyszących maseczki bardzo ograniczają zrozumienie mowy. Codziennie mam taką sytuację, gdy klient pyta o cokolwiek, a ja nie rozumiem go i proszę o ściągnięcie maseczki jednocześnie pokazuję swój znaczek na koszulce „NIESŁYSZĄCY PRACOWNIK”. Czasami zdejmują bez problemu, ale czasem nie chcą tego zrobić (zazwyczaj starsi ludzie). Zauważyłam, że jest spora liczba osób, które nie wiedzą co oznacza znak na mojej plakietce – czyli znak ucha na niebieskim tle. Czasami mam ochotę im powiedzieć: SPOKOJNIE, JA NIE GRYZĘ! No, ale wiadomo trzeba ich tak obsługiwać, aby byli zadowoleni. Byłam kilka razy na kasie obsługując klientów w maseczkach. Samo skanowanie to bajka, ale w momencie pytania o kartę biedronki, klienci padają nr telefonu i tu klops. Nie rozumiałam nic. Podawałam im wtedy małe karteczki i długopis prosząc o zapisanie nr telefonu. Zdziwieni byli, ale zapisywali. Po wpisaniu nr do systemu karteczki im oddawałam lub je niszczyłam. Kasa jest dla mnie dużym wyzwaniem, dlatego czuję ulgę pracując między alejkami. Oczy muszę mieć wtedy co prawda zawsze dookoła głowy, bo nie zawsze usłyszę to co bym chciała. Staram się też mieć zawsze wzrokowy kontakt z innymi pracownikami na wypadek jakbym sobie nie poradziła z klientem, to wiem że mogę go odesłać do koleżanki lub kolegi i oni mi chętnie pomogą.
Zdarzają się też zabawne sytuacje. Pamiętam ten moment, kiedy bateria w aparacie słuchowym sygnalizowała wyczerpanie i chciałam pójść do szatni i ją wymienić. Podszedł do mnie wtedy klient w maseczce, więc poprosiłam go o zdjęcie. I to był błąd, bo jego wąsy przypominały te u Piłsudskiego i na nic zdał się brak maseczki. Zaczęłam więc improwizować. Brak powietrza i tysiąc słów w głowie, aby skojarzyć o co mu mogło chodzić. Żur, sól, stół? Coś w ten deseń, więc dopytuję czy chodziło mu o sól. Wąsaty klient zaczyna krzyczeć, że o żurek mu chodzi. No i tak się jakoś dogadaliśmy. Ktoś inny szukał pana Tadeusza więc mówię, że u nas taki nie pracuje. A klient na to, że o wódkę mu chodzi – no tak, właśnie tyle mam wspólnego z alkoholem. 🙂 Z wielką chęcią obsługuję niesłyszących klientów. Podszedł do mnie raz pan pokazując mi w telefonie obrazek konkretnych plastrów opatrunkowych. Powiedziałam, że takich nie mamy, ale są inne. Pan bezradnie pokręcił głową i od razu zrozumiałam, że nie słyszy i z przyjemnością w języku migowym wytłumaczyłam mu o co chodzi. Widziałam, że był zadowolony z mojej pomocy, a mi aż serce się rozradowało, że mogłam komuś pomóc.
Pomyślałam sobie, że fajnie by było tak kasjerów przyuczyć trochę podstawowych znaków języka migowego przydatnych w sklepie. No ale póki co trzeba inaczej sobie radzić. Warto mieć długopis, pisak lub cokolwiek do pisania. Jeżeli kasjer widzi, że klient nie potrafi mówić, wystarczy mu podać długopis i pokazać gest, aby napisał co chce kupić. Bardzo ważna jest mimika twarzy. Osoby niesłyszące czy głuchonieme szukają kontaktu oczy-usta, czytają z ust czy ruchów twarzy. Słyszący kasjerzy – pracownicy sklepów nie mają czego się obawiać z ich strony. Oni potrzebują trochę więcej czasu na zrozumienie. Wystarczy prostymi słowami czy znakami im pokazać. I oczywiście w geście zrozumienia czy zgody pokazać kciuka w górę. I nie powinno też to zdziwić, jak np. osoba głuchoniema dotknie nasze ramię, tzn., że chce o coś zapytać czy pokazać. Oni też są ludźmi i to nie ich wina że nie słyszą. Potrzebują tylko więcej zrozumienia i tolerancji, których czasami w naszym społeczeństwie brakuje.
Polecam: Skarpetki w sowy
Podaj dalej!
Głusi mogą pracować wszędzie, tylko się boją ich przyjąć z powodu słuchu. Głusi mają tak tyle zdolności. Za granicy głusi pracują jako pielęgniarki, fryzjerzy, nawet kierowcy np pogotowie. Radzą sobie świetnie.