Relacja kasjer – kierownik, czyli o motywacji słów kilka

Każdego dnia, będąc w pracy, wszyscy jesteśmy poddawani ciągłej ocenie. I to nie ważne, czy jesteś kasjerem (jak ja), czy jesteś kierownikiem. Możesz nawet być przedsiębiorcą jednoosobowej firmy. Zawsze znajdzie się osoba, która będzie chciała Ci coś wytknąć lub powiedzieć: “No stary, świetna robota!”. Dzisiaj tematem rozważań będzie relacja kasjer – kierownik. Opiszę trochę z własnego punktu widzenia – zaznaczam jednak, że każdy może mieć odmienne zdanie i się ze mną nie zgadzać.🙂

Chciałabym się tym razem skupić na relacji kasjer – kierownik. Czyli, jak to jest z motywacją pracownika – co nas motywuje, a co odbiera chęć do czegokolwiek? I nie będzie to wpis coachingowy, bo żadnym coachem nie jestem. To wpis oparty na własnych obserwacjach, przeżyciach i być może na oczekiwaniach. To wpis, który tkwił we mnie mocno od kilku miesięcy. Myślę, że i tak będzie on zbyt łagodny, ale musicie brać poprawkę na to, że bloga czytają moi przełożeni. I choć myślę, że doskonale znają moje przemyślenia, bo nie należę do grona, osób, które boją się wyrażać własne zdanie – mimo to czuję się nieco ograniczona. Tymczasem…

Właściciela firmy, w której sam sobie jest szefem, motywują niewątpliwie wyniki, na które sobie zapracował. Z biegiem czasu bywa i tak, że dana firma zaczyna przynosić duże profity i w naturalny sposób rozwija się do tego stopnia, że ów szef postanawia zatrudnić pracowników. I tu zaczynają się schody… Bo nie wystarczy podpisanie umowy, rozdanie niezbędnych narzędzi, które ułatwią pracownikom pracę i stałe wynagrodzenie, przelewane na konto 10-go każdego miesiąca. Potrzeba czegoś więcej…

Przypomina mi się opowieść sprzed kilku miesięcy, która będzie świetnym przykładem:

Moja znajoma pracuje w firmie, w której jest zatrudnionych ok. 20 osób. Szefem jest mężczyzna, który rzadko się uśmiecha. Niektórzy czuję przez to do niego duży respect. Inni niemalże się go boją. Pod koniec roku, jak w wielu firmach, szef ten rozdaje premie, które są zwieńczeniem ciężkiej, rocznej pracy. Nigdy nie ma jakichś wzruszających przemówień. Po prostu rozdanie kasy i tyle. W minione święta było jednak inaczej… nastąpił przełom!
– Beata, nie uwierzysz! Pracuje tam 10 lat i po raz pierwszy usłyszałam od swojego szefa słowo “dziękuję”.
Uwierzcie mi, moja znajoma opowiadała o tym w tak przejęty sposób, jakby co najmniej Jej szef wspiął się na najwyższy szczyt – to był widocznie Mount Everest jego możliwości. 

Po co o tym wspominam? Zawsze potrzebowałam wiedzieć, czy praca którą wykonuję, satysfakcjonuje moich przełożonych. Być może chodzi tu o moje ego, które bez ustanku potrzebuje łechtania. Ale, czy jest w tym coś złego? I nie chodzi mi tutaj o nieustanne chwalenie – zwyczajnie nie wyobrażam sobie zlecić komuś jakiejś pracy i nawet nie sprawdzić, czy została ona wykonana. 

Motywacja w pracy odgrywa dla mnie fundamentalną rolę. Każdego z nas będą motywowały inne rzeczy. Dla jednych, tylko odpowiednio wysokie wynagrodzenie będzie satysfakcjonującym czynnikiem, dzięki któremu każdego dnia będzie istniał sens wykonywanej pracy. Jednak nie ma co się oszukiwać – w handlu pracując na szeregowych stanowiskach, takich jak: kasjer, konsultant, obsługa sklepu – kokosów zarobić się nie da. I tu pojawia się problem, bo jeśli nie pieniądze mają wodzić nas za nos, to co? Wszystko zatem w rękach kierownika, managera lub dyrektora – niepotrzebne skreślić.🙂

W swoim zawodowym życiu spotkałam się z wieloma charakterami, które próbowały w lepszy lub gorszy sposób zarządzać ludźmi. W moim odczuciu kluczem do sukcesu jest zbudowanie odpowiedniej relacji z personelem, tak aby każdy wiedział na co może sobie pozwolić, a na co nie. Wytyczenie granic jest niezwykle ważne. Nie jestem zwolennikiem nadmiernego spoufalania się z przełożonym. Nie dlatego, że go nie lubię, ale ciężko jest wyegzekwować cokolwiek, kiedy z szefem omawia się  prywatne perypetie popijając kawę. To budzi w pracowniku poczucie, że skoro jest w tak bliskiej relacji ze swoim szefem, to co by się nie stało – on i tak będzie po jego stronie. I o ile pracownikowi może to nie przeszkadzać (Ba! Nawet to się podoba!), tak w pewnym momencie szef, może zacząć mieć kłopoty z egzekwowaniem swoich poleceń. I o ile mnie – kasjera mało to powinno obchodzić, kto jak sobie zarządza, tak nie mogę czasami poradzić sobie z własnym systemem wartości, gdy reguły które w moim odczuciu są fundamentalne – dla innych, nagle przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.

A co Was motywuje w pracy na stanowisku kasjer / konsultant?

Być może jest to kontakt z klientem. Są osoby, które czerpią z tego niesamowitą energię i to daje im wystarczającą satysfakcję. Ja raczej nie zaliczam się do tej grupy. Lubię ludzi, ale czasem mam ich po uszy i szukam wytchnienia w swoich 4 ścianach. Dlatego, dla mnie zawsze niezwykle ważną rolę odgrywał kierownik, który wyznaczał drogę, kierował pracą innych i jasno komunikował sens danej pracy.

Pamiętam doskonale swój zapał do pracy w pierwszych latach w firmie, w której pracuję do dzisiaj (lata 2015 – 2018). Co roku, robiłam wszystko, aby zacny tytuł “Pracownika roku” należał do mnie. Wtedy jeszcze, istniała możliwość wzniesienia skrzydeł i awansu. Teraz po zmianach w strukturze organizacyjnej – można sobie tylko o tym pomarzyć. Z biegiem czasu, zrozumiałam także, że nie warto dawać z siebie więcej, bo to zwyczajnie może się nie opłacić. Oczywiście należy pracować i wykonywać swoje obowiązki. Mam na myśli raczej wychylanie się przed szereg i pracę na 200%. Ucierpieć na tym może tylko Twoje zdrowie – zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Tym bardziej, gdy Twój trud nie zostaje nawet zauważony – bo już nie wspomnę o jakimkolwiek pozytywnym feedbacku, a Twój kierownik zamiast świecić przykładem, świeci odbiciem ekranu telefonu. Potrzebowałam naprawdę wielu lat, aby to wreszcie zrozumieć i poukładać sobie pewne rzeczy w głowie. Czasem już tak bywa, że zespół CHCE I MOŻE dać z siebie dużo więcej, jednak brak odpowiednich umiejętności skutecznie powoduje to, że w pewnym momencie odechce się wszystkiego. Kiedyś mocno to przeżywałam. Teraz, jest mi już wszystko jedno. Przychodzę do pracy, wykonuje swoje obowiązki – zdecydowanie wrzuciłam na luz. Nie ma co walczyć z wiatrakami.✌

Na szczęście jest jeszcze parę osób, dla których warto nie odpuszczać, choć z pozoru, to co napisałam może wydawać się totalną masakrą. Pomimo tego wszystkiego, są ludzie, których zdolności przywódcze i kierownicze potrafią zmotywować tak ciężki przypadek – którym ja jestem. Niestety, nie ma co się oszukiwać – takich Kierowników jest bardzo niewielu, ale dopóki jest chociaż jeden, który potrafi przywracać wiarę i sens tego, co się robi – to warto. Ty wiesz, że piszę właśnie o Tobie. Dziękuję, dobrze, że już jesteś.😉🐱‍👤

Archiwa

Facebook

Podaj dalej!

You may also like...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *