"W pracy kasjera przeszkadzała mi ocena otoczenia..."
Cześć. Wiem, że pewnie dostajesz mnóstwo tego typu wiadomości, ale mimo to postanowiłam do Ciebie napisać. Chciałabym jednak pozostać anonimowa. Sama wiesz, jak duży jest problem z szacunkiem do kasjerów i traktowaniem ich pracy jako gorszej, przez co oni sami często postrzegają siebie w ten sposób. Napisałam ten tekst, żeby wyrzucić z siebie trochę goryczy, ale może ktoś dzięki niemu poczuje się lepiej. Zrobisz z tym co uważasz, z góry dzięki za poświęcony czas.
Piszę ten post, bo mam wrażenie, że jestem w jakiejś pułapce i coś mi mówi, że nie tylko ja się tak czuję. Piszę, żeby się wygadać. Żeby poznać punkt widzenia innych sprzedawców, ale też aby pokazać Wam, że cały ten świat jest światem pozorów i etykietek – a zresztą pewnie już się o tym sami przekonaliście.
Może zacznę od początku. Mam prawie 30 lat. Całe życie nie byłam pewna kim będę, ale na pewno w moich marzeniach i wizjach nie byłam kasjerką. Nie żeby to było złe. Zawsze szanowałam innych ludzi niezależnie od zawodu i nigdy nie widziałam nic złego w tym, że ktoś jest sprzedawcą, absolutnie nie o to chodzi. Po prostu, całe dzieciństwo słyszałam, że będę „kimś”.
Jako dziecko i nastolatka nigdy nie byłam wybitnie mądra, ale starałam się. Dużo się uczyłam i czerpałam satysfakcję z dobrych ocen i pochwał nauczycieli. Zaraz po studiach szukałam pracy w zawodzie, żeby było śmiesznie miałam tytuł inżyniera i „5” na dyplomie. Szukałam stażu. Szukałam darmowego stażu. Nic. Zaczęłam aplikować gdziekolwiek. Znajoma z czasów liceum pracowała akurat w jednej sieciówce. Zapytałam czy nikogo nie szukają i tak się zaczęło.
Zostałam doradcą sprzedaży (sprzedawcą, kasjerem – jak zwał, tak zwał). I uwaga – mega polubiłam tą pracę. Bardzo się zaangażowałam. Bo praca w sklepie to nie tylko kasowanie – sami wiecie jak jest. Pracy jest mnóstwo i to bardzo różnej. Osobiście uwielbiałam robić przebudowy działów. Czerpałam z tego satysfakcję. I nawet ten kontakt z klientami nie zawsze był taki zły, chociaż to nadal aspekt tej pracy, który ja osobiście lubię najmniej.
Na początku to nie było problematyczne – prosto po studiach nie mogłam znaleźć pracy – lepsza taka niż inna – tłumaczyłam się rodzicom i znajomym. Ale pracowałam tam dwa lata. Od bycia sprzedawcą miałam 2,5 letnią przerwę, bo w międzyczasie pracowałam za granicą, potem zaszłam w ciążę. Jak synek skończył rok, postanowiłam wrócić do poprzedniej pracy na niepełny etat. I znowu pracowało mi się naprawdę fajnie. Nie mówię, że wszystko było idealnie, człowiek zawsze sobie na coś lubi ponarzekać. 😉 Jednak szczerze – lubiłam przychodzić do pracy, sprawiało mi to naprawdę przyjemność i na palcach u jednej ręki mogłabym policzyć dni, kiedy czułam się tam źle. Ale na tym etapie pojawiły się już pewne problemy z moim postrzeganiem siebie.
Rzecz w tym, że naprawdę niemal wszyscy znajomi z liceum i studiów pracują gdzieś w urzędach, starostwach lub firmach związanych z ich wykształceniem kierunkowym. I to uczucie, gdy obsługiwałam naprawdę przeciętnie uczącą się dziewczynę ze studiów, która teraz jest na wysokim stanowisku w mega znanej firmie. Dodam, że i jej ojciec zajmuje tam wysokie stanowisko. Jej szeroko otwarte oczy i drwiący uśmiech – jakby chciała powiedzieć:
Może miałam za mało szczęścia, może za mało znajomości, może za mało samozaparcia, może za mało pasji, a może po prostu dobrze mi tam było?
Niestety najbliżsi znajomi też nie pomagali. Mówili rzuć tą pracę, możesz więcej. Może to była też trochę moja wina, sama nieraz demonizowałam swoją pracę, żeby wiedzieli, że mam jakieś inne ambicje – że nie jestem od nich gorsza, tylko po prostu tak wyszło… Żeby nie przyznać się, że moje niegdyś wielkie aspiracje przekształciły się w potrzebę po prostu prostego nieskomplikowanego życia.
Cała ta presja otoczenia, mojej przeszłości, tego co wmawiano mi w dzieciństwie, tego rozczarowania, które głównie czułam ze strony mamy, to uczucie że ją zawiodłam. To wszystko sprawiało, że wstydziłam się tego kim jestem… I wtem nadarzyła się okazja. Odezwała się do mnie koleżanka pracująca w pewnym biurze i zapytała czy nie chciałabym się zatrudnić jako referent. No wow – pewnie! To moja szansa. Będę mogła powiedzieć wszystkim – pracuję w biurze – to brzmi przecież tak poważnie. Bez zbyt długiego zastanawiania złożyłam wypowiedzenie. I pożałowałam tego już pierwszego dnia w nowej pracy. Byłam pewna , że popełniłam ogromny błąd już po tygodniu. A po dwóch rozglądałam się już za inną pracą…
W czym niby ta praca miała być lepsza? Cały dzień przybijałam pieczątki, segregowałam dokumenty, skanowałam pocztę i roznosiłam akta. I to w tempie i nakładach iście produkcyjnych. Papierów nie było końca. Pomijając, że było to okropnie nudne i żmudne, to chyba też niezbyt skomplikowane – nie sądzicie? Ale tutaj hit – inna pracownica na tym samym stanowisku uraczyła mnie historyjką, w której przestrzega córkę, że jak się nie będzie uczyć to skończy jako sprzedawca w markecie. No tak, bo ona wykonuje taką skomplikowaną i ważną pracę… Porażka, szczerze.
W sklepie zawsze było dużo zadań, duża różnorodność, często trzeba było wykazać się inwencją i kreatywnością w rozwiązywaniu różnych problemów. A tu? Nic. Pieczątki. Zero satysfakcji.
Porównując te dwie prace można by powiedzieć, że:
✔roznoszenie akt, było jak roznoszenie rzeczy z przymierzalni;
✔przybijanie pieczątek jak klipsowanie ubrań;
✔skanowanie poczty, jak skanowanie produktów;
✔obsługa urządzeń biurowych jak obsługa kasy itd.
Więc dlaczego do cholery stanowisko pracownika biurowego nie jest postawione ze stanowiskiem sprzedawcy na jednym poziomie? Dlaczego sprzedawca w takim porównaniu zawsze wypadnie gorzej w oczach społeczeństwa?
Dochodząc do sedna, chcę tylko powiedzieć, że praca kasjera jest ważna, ale jest niedoceniana i nieszanowana. Ludzie traktują kasjerów jak idiotów, uważają, że mają taką pracę, bo są niewykształceni lub niezaradni. A co takiego oni robią, czego niejeden kasjer mógłby się nauczyć? Każda praca cechuje się pewną powtarzalnością różnych czynności i jestem pewna, że każdy dosłownie każdy mógłby wykonywać niemal każdy zawód – już nie mówię tu o artystach czy lekarzach, nie chcę też przesadzić. Chodzi mi tylko o to, że każdy z nas robi coś, co służy innym. Czy to ważne JAKA to praca? Skoro ta praca istnieje, to prawdopodobnie społeczeństwo na niej korzysta. A dzięki pracy kasjerów w szczególności! Widać to zwłaszcza teraz w czasie pandemii koronawirusa.
Dlaczego ludzie nie mogę przestać się oceniać przez pryzmat wykonywanego zawodu… ? I ja tego nie potrafiłam, ale dzięki zmianie pracy na niby „lepszą” przekonałam się, że niema czegoś takiego jak lepsza czy gorsza praca. Jest jedynie praca odpowiednia lub nieodpowiednia dla danej osoby w danym czasie. I praca jako kasjer nie powinna być postrzegana jako coś gorszego… Ale żeby to się zmieniło, to należy to wpajać dzieciom od najmłodszych lat. Przestać wywierać na nich presję sukcesu i rywalizacji. Niech na świecie będą osoby wybitniejsze i mniej wybitne, a nie lepsze i gorsze…
Autor anonimowy
Przesłane przez Was zdjęcia z gadżetami dla kasjera:⬇
WARTO PRZECZYTAĆ:⬇
Cześć! Z tej strony Beata (autorka bloga). Jeżeli jesteś tutaj nowy, zachęcam do cofnięcia się w czasie i przeczytania mojego pierwszego wpisu, aby lepiej zrozumieć sens prowadzenia tego bloga⬇
Archiwa
Podaj dalej!
Bardzo ciekawy blog, rzeczowy i wyważony. Od dzisiaj zaglądam regularnie i subsbskrybuję kanał RSS. Pozdrowienia 🙂