„Gówniaro ukradłaś mi 500 €!”- o nietrzeźwym kliencie

Paulina Obara

Jedna z trzech Laureatek konkursu na najciekawszą opowieść kasjerską. Paulina zdecydowała się opowiedzieć o historii, której nie można zaliczyć do miłych i przyjemnych… Zresztą, sami zobaczcie.

Skończyłam filologię polską, ale to właśnie w handlu spełniam się od ponad siedmiu lat. Uwielbiam kontakt z ludźmi i to, że ciągle coś się dzieje. Tego dnia nie zapomnę nigdy w życiu…

Pracuję w małej miejscowości, w niedużym sklepie, ale na nudę w pracy nie mogę narzekać. W związku z tym, że mieszkańcy tworzą niewielką wspólnotę każdy się tutaj zna i wie o wszystkich wszystko, a w moim miejscu pracy szuka źródła plotek.

Był sobotni wieczór. Za dwie godziny miałyśmy z Magdą skończyć pracę. Panował wyjątkowy spokój jak na weekend, ale pewnie wszyscy imprezowicze mieli już wystarczające zaopatrzenie i bawili się w najlepsze.  Pomyślałam sobie: „Dobra nasza”, myjemy podłogi i szybko uciekamy do domku.

Niczym niezmąconą ciszę nagle przerwał ON. Nasz stały klient, który za chlebem w ciągu tygodnia wyjeżdża z kraju, ale w piątki i soboty jest u nas częstym gościem. Stwarza pozory dobrego męża i ojca, nawet regularnie biega do Kościoła… dlatego niczego złego się nie spodziewałam.

Jak ja to mówię: wszedł pewnym, lecz chwiejnym krokiem i od razu przyszło mi na myśl, że będą kłopoty. Jakbym coś przeczuwała. Zdecydowanie miał już problemy z utrzymaniem równowagi, a zapach alkoholu od niego był dość wyczuwalny. Mimo tych okoliczności poprosił mnie o setkę cytrynówki. Normalnie zapewne bym mu nie sprzedała, ale jakoś się przestraszyłam i na odczepnego skasowałam mu ten towar. Na szczęście nie marudził i szybko opuścił teren sklepu. Ulżyło mi. Moja radość nie trwała długo. Wrócił do nas po około dziesięciu minutach. Miał zakrwawione ręce, bo jak się okazało rozbił wódkę zaraz po tym jak wyszedł i pokaleczył się szkłem. Zapytał, czy może umyć ręce. Widok był nieprzyjemny, ale Magda dała się ubłagać i pozwoliła mu doprowadzić się do porządku. Niestety ranki na dłoniach ciągle krwawiły, więc nasz  amator weekendowego picia tym razem poprosił o sprzedaż plastrów opatrunkowych. Podał mi swój portfel, abym wyjęła za niego gotówkę na uregulowanie rachunku (kontakt z nim był średni, a i sił mu brakowało). Miał gruby plik banknotów Euro i jedną, polską stówkę. Pokazałam mu, że biorę 100 zł, a resztę wrzucam do zapinanej kieszonki w portfelu. Podziękował i wyszedł. Nie myślałam nawet, że lada moment wróci trzeci raz i ta historia z jego udziałem w roli głównej tak prędko się nie skończy. Wszedł, a raczej wtoczył się tak pijany, że bardziej pijany być wtedy chyba nie mógł. Miał obstawę , bo przyszedł z kolegą. Na pewno „zrobili” pod sklepem sporą flaszkę. Od progu zaczął na mnie krzyczeć:

Na nic zdały się moje tłumaczenia, że jestem niewinna. Dopiero teraz pokazał swoją drugą twarz. Był rozjuszony jak hiszpański byk. Tylu niewybrednych epitetów pod swoim adresem nie słyszałam nigdy w życiu. „Ty su*o, dzi*ko, szmato”… litania nie miała końca. W tamtej chwili poczułam jak poziom mojej kobiecości równa się z poziomem podłogi. Chciałam zapaść się pod ziemię. Całej sytuacji przyglądał się młody, wysoki chłopak. Bardzo się cieszę, że wtedy tam był, bo oprócz obelg przyszło najgorsze. Ten pijaczek brał zamach, żeby mnie uderzyć z pięści. W jednej chwili ze stresu zawirowało mi w głowie i na szybko obmyślałam plan  ucieczki. Człowiek dzięki działaniu adrenaliny ma mnóstwo odwagi i siły, ale moje szanse uratowania się były marne, gdyż za plecami miałam całą ścianę alkoholu. I w tej chwili ten młody chłopak obezwładnił szaleńca! Będę jego dłużniczką do końca życia. Z tego wszystkiego nawet mu nie podziękowałam i w tej chwili nie rozpoznałabym go na ulicy. Mam nadzieję, że wie, jak bardzo jestem mu wdzięczna.

Po tym całym zdarzeniu jeszcze długo nie mogłam dojść do siebie. Byłam bardzo roztrzęsiona i bałam się wracać do domu, biorąc pod uwagę fakt, że mój ulubieniec ciągle kręcił się koło sklepu. Zadzwoniłam na policję, ale usłyszałam, że wyślą patrol dopiero wtedy, gdy sytuacja się powtórzy (o zgrozo). Na szczęście do domu odprowadziła mnie koleżanka z jej partnerem. „Mój” klient spał w najlepsze na ławeczce koło przystanku autobusowego. Poczułam tylko, że jest mi go zwyczajnie żal. Szkoda mi go, ponieważ zrozumiałam jak nie radzi sobie z alkoholem.

Następnego dnia wpadł do mnie na zaplecze z czekoladą, myśląc pewnie, że to załatwi sprawę. Twierdził, że niczego nie pamięta. Przecież to najlepsza wymówka… Powiedziałam, że oczekuje przeprosin w lokalnej gazecie i wpłaty chociaż niewielkiej kwoty na jakąś fundacje/szpital/dom dziecka/schronisko itd. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca.

Od tamtej pory minęło trochę czasu, ale niesmak do tego klienta mi pozostał.

Autor: Paulina Obara

Ty także możesz współtworzyć tego bloga! Jeżeli tylko masz ciekawą historię z sali sprzedaży, z którą chciałbyś się ze mną podzielić, napisz do mnie! (Historia może być opisana zarówno z perspektywy kasjera, jak i klienta). Istnieje duża szansa, że nawiąże z Tobą kontakt, a Twój wpis trafi na bloga. Poniżej załączam formularz kontaktowy. 

    A jeżeli nie chcesz przegapić żadnego wpisu, zostaw mi swój adres e-mail, a ja powiadomię Cię o każdej nowej aktywności.

    Newsletter

    Jesteś tu nowy? Poznaj moją kasjerską historię:
    – Jestem kasjerem i zakładam bloga!

    Archiwa

    Facebook

    Podaj dalej!

    Dodaj komentarz

    Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *