WPIS GOŚCINNY
Autor: Paulina Obara⬇
Jesteśmy narodem, który narzekanie ma we krwi. Marudzenie w naszym wykonaniu mogłoby być nawet jedną z dyscyplin na jakiejś olimpiadzie sportowej (i może kiedyś będzie takowa organizowana, a wtedy wygraną mamy w kieszeni).
W tym trudnym czasie dla wszystkich ludzi, kiedy sen z powiek spędza hasło „pandemia koronawirusa” narzekać można na wszystko. Na ograniczenia w dostępie do pomocy medycznej, na kontrowersyjne działania rządu, na ciężką harówkę i nieadekwatne do niej wynagrodzenie. Na wszystko. Ale czy, aby na pewno to ma jakiś sens? I czy dzięki temu jesteśmy w stanie zmienić otaczającą nas rzeczywistość?
Uważam, że w obecnej sytuacji naprawdę warto skupić się na sobie. Koronawirus nie przyszedł do nas bez powodu. Dał nam szansę na zatrzymanie się i zobaczenie czegoś z innej perspektywy.
I dzisiaj w innych kolorach mogę napisać o firmie, która mnie zatrudniła prawie 7 lat temu oraz o mojej bezpośredniej przełożonej… a jeszcze tydzień temu nie byłabym w stanie naskrobać nawet pół zdania o pozytywnym wydźwięku.
Słów kilka o szefie w czasach zarazy
W handlu pracuję na tyle długo, iż śmiało mogę mówić o zjedzeniu zębów w tym fachu. Może nie jest to wybitny powód do dumy, ale na chwilę obecną mam jeszcze pracę. W dobie walki z koronawirusem jako zwykła kasjerka lub jak kto woli – starszy kasjer sprzedawca praktycznie codziennie idę na służbę. Tak, uważam to za służbę! Boję się, jak nie wiem co. Najchętniej uciekłabym do mysiej dziury/wyjechała w Bieszczady/poszła na L4, ale w życiu nie ma tak łatwo, ktoś musi pracować. Abym za szybko nie poległa na froncie firma w pewnym stopniu zadbała o mnie i o moje koleżanki z pracy. Po pierwszym tygodniu zakupowego szaleństwa Polaków, czyli robieniu zapasów na czarną godzinę dostałyśmy nareszcie upragnione zapasy mydła antybakteryjnego oraz płynów do dezynfekcji. Ilości takie, że można się w tym kąpać. Niby mała rzecz, a cieszy. Poczułam się trochę jak dziecko, które było grzeczne i doczekało się prezentu od św. Mikołaja. Idąc za ciosem firma zapewniła nam także zapas rękawiczek lateksowych. Doceniam ten krok, jednak nie jestem w stanie w nich pracować ze względu na alergię. Preferuję bardzo częste mycie rąk oraz ich dezynfekcję. Fajne jest to, że mam wybór, bo niektórzy pracodawcy potrafią ukarać za pracę bez rękawic ochronnych. Wow, zresztą jaki to luksus, kiedy można częściej myć ręce i nikt nie patrzy na Ciebie, jak na osobę, która miga się od roboty. To tyle z podstawowych środków ochrony osobistej. Zawsze można ponarzekać, że inne sklepy oferują więcej gadżetów ochronnych pracownikom, ale niektórzy pracownicy medyczni nawet na tyle nie mogą liczyć, więc nie mam tak źle. Miłym posunięciem było również systematyczne zmniejszanie liczby klientów, mogących jednocześnie robić zakupy na sali sprzedaży. Ze względu na małą powierzchnię pierwotnie 10 osób, potem 8, a w tej chwili maksymalnie 5. Nareszcie czuję, że oddycham i chciałabym, aby zostało tak na zawsze. Pomarzyć dobra rzecz. 😉
Kluczową zagrywką okazało się wprowadzenie rotacyjnego systemu pracy i bycie na jednej zmianie z kierowniczką. Oczywiście to żadna nowość, poszliśmy za przykładem innych marketów/dyskontów, ale dzięki temu dowiedziałam się, że moja Pani Kierownik też bywa człowiekiem, czyli nie taki diabeł straszny jak go malują… A przez te siedem lat mojej pracy za diabła w ludzkiej skórze ją uważałam.
Dokładnie tydzień temu z ust Pani Kierownik usłyszałam najpiękniejsze w moim życiu zawodowym pytanie:
Chciałam, żeby ta chwila trwała wieki! To był historyczny moment, bo zawsze jadłam coś w biegu po jednym kęsie lub żebrałam o 5 minut przerwy. A tu proszę, taka niespodzianka mnie spotkała. Nie wiem czym sobie zasłużyłam, może to koronawirus zmienia ludzi na lepsze, a może to magia zbliżających się Świat Wielkiej Nocy, ale niech tak będzie już zawsze. Rangę pytania o przerwę śniadaniową może przebić tylko facet, który będzie na tyle szalony, żeby mi się oświadczyć.😋 Tego samego dnia zobaczyłam wreszcie, że jedziemy z Panią Kierownik na tym samym wózku i żadna z nas nie jest od drugiej ani lepsza, ani gorsza. Razem musiałyśmy przyjąć ogromną dostawę alkoholu i to wszystko rozładować. Nie od dziś wiadomo, że co cztery ręce to nie dwie i razem można więcej zdziałać. Kolejne dni pracy na jednej zmianie z Panią Kierownik to dostrzeżenie nowych pozytywów. Jak zajdzie potrzeba, to jednak potrafi ciężko pracować, złapać za mopa – czego się nie spodziewałam zupełnie i zaproponować, że zrobi kawę (jak rzadko piję kawę w pracy, tak z wrażenia wypiłam ją duszkiem).
Oby tak dalej! I oby te odruchy człowieczeństwa nie przeminęły z wiatrem, a raczej z końcem pandemii koronawirusa.
Autor: Paulina Obara
WARTO PRZECZYTAĆ:⬇
ZAPISZ SIĘ I NIE PRZEGAP ŻADNEGO ZE WPISÓW:⬇
Newsletter
Podaj dalej!